Gaweda o milosci ziemi ojczystej
Bez tej milosci mozna zyc,
miec serce suche jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pic
z dala od zgryzot i pocieszen,
na wlasna miare znac nadzieje,
w mroku kryjowke sobie uwic,
o blasku prochna mowic ,,dnieje”,
o blasku slonca nic nie mowic.
Jakiej milosci braklo im,
ze sa jak okno wypalone,
rozbite szklo, rozwiany dym,
jak drzewo z nagla powalone,
ktore na plytko wroslo w ziemie,
ktoremu wyrwal wiatr korzenie
i jeszcze zyje czastke czasu,
ale juz traci swe zielenie
i juz nie szumi w chorze lasu?
Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie bede powalonym drzewem.
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radoscia, smutkiem, duma, gniewem.
Nie bede jak zerwana nic,
Odrzucam pusto brzmiace slowa.
Mozna nie kochac cie – i zyc,
ale nie mozna owocowac.
Ta dawnosc jej w glebokich warstwach… Czasem posrodku drogi stane:
moze nieznanych piesni garstka
w skrzyni zelazem nabijanej,
a moze dzban, a moze luk
jeszcze sie w lonie ziemi grzeje,
moze pradawny domu prog
ten, ktorym wkroczylismy w dzieje?
Stad ide mysla w przyszle wieki, wyobrazenia nowe skladam.
Kamien lezacy na dnie rzeki
ogladam i ksztalt jego badam.
Z kamienia tego rzezbiarz przyszly wyrzezbi glowe rowiesnika.
Ten kamien lezy w nurcie Wisly,
a w nim potomna twarz ukryta.
By na tej twarzy spokoj byl
i dobroc, i rozumny usmiech,
narod moj nie zaluje sil,
walczy i tworzy, i nie usnie. Pierscienie swietlnych lat nad nami, ziemia ojczysta pod stopami.
Nie bede ptakiem wyploszonym
ani jak puste gniezdo po nim.
Pytania zadawane sobie 1954
Dworzec
Nieprzyjazd mój do miasta N. odbył się punktualnie.
Zostałeś uprzedzony niewysłanym listem.
Zdążyłeś nie przyjść w przewidzianej porze.
Pociąg wjechał na peron trzeci.
Wysiadło dużo ludzi.
Uchodził w tłumie do wyjścia brak mojej osoby.
Kilka kobiet zastąpiło mnie pośpiesznie
w tym pośpiechu.
Do jednej podbiegł ktoś nie znany mi,
ale ona rozpoznała go natychmiast.
Oboje wymienili nie nasz pocałunek,
podczas czego zginęła nie moja walizka.
Dworzec w mieście N. dobrze zdał egzamin
z istnienia obiektywnego.
Całość stała na swoim miejscu.
Szczegóły poruszały się po wyznaczonych torach.
Odbyło sie nawet umówione spotkanie.
Poza zasięgiem naszej obecności.
W raju utraconym prawdopodobieństwa.
Gdzie indziej.
Gdzie indziej.
Jak te słówka dźwięczą.
Cień
Mój cień jak błazen za królową.
Kiedy królowa z krzesła wstanie,
błazen nastroszy sie na ścianie
i stuknie w sufit głupią głową.
Co może na swój sposób boli
w dwuwymiarowym świecie. Może
błaznowi źle na moim dworze
i wolałby się w innej roli.
Królowa z okna się wychyli,
a błazen z okna skoczy w dół.
Tak każdą czynność podzielili,
ale to nie jest pół na pół.
Ten prostak wziął na siebie gesty,
patos i cały jego bezwstyd,
to wszystko, na co nie mam sił
– koronę, berło, płaszcz królewski.
Będę, ach, lekka w ruchu ramion,
ach, lekka w odwróceniu głowy,
królu, na stacji kolejowej.
Królu, to błazen o tej porze,
królu, położy sie na torze.
Buffo
Najpierw minie nasza milosc,
poterm sto i dwiescie lat,
potem znow bedziemy razem:
komediantka i komediant, ulubiency publicznosci, odegraja nas w teatrze.
Mala farsa z kupletami,
troche tanca, duzo smiechu, trafny rys obyczajowy
i oklaski.
Bedziesz smieszny nieodparcie na tej scenie, z ta zazdroscia, w tym krawacie.
Moja glowa zawrocona, moje serce i korona, glupie serce pekajace i korona spadajaca.
Bedziemy sie spotykali, rozstawali, smiech na sali, siedem rzek, siedem gor
miedzy soba obmyslali.
I jakby nam bylo malo rzeczywistych jlesk i cierpien – dobijemy sie slowami.
A potem sie poklonimy
i to bedzie farsy kres. Spektatorzy pojda spac ubawiwszy sie do lez.
Onie beda slicznie zyli,
oni milosc oblaskawia,
tygrys bedzie jadl z ich reki.
A my wiecznie jacys tacy,
a my w czapkach z dzwoneczkami, w ich dzwonienie barbarzynsko zasluchani.
***
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?
Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają – może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś “przepraszam” w ścisku? głos “pomyłka” w słuchawce?
– ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.
***
Jestem za blisko, żeby mu się śnić,
Nie fruwam nad nim, nie uciekam mu
pod korzeniami drzew. Jestem za blisko,
Nie moim głosem śpiewa ryba w sieci.
Nie z mego palca toczy się pierścionek,
jestem za blisko. Wielki dom się pali
beze mnie wołającej ratunku. Za blisko,
żeby na moim włosie dzwonił dzwon.
Za blisko, żebym mogła wejść jak gość,
przed którym rozsuwają się ściany.
Już nigdy po raz drugi nie umrę tak lekko,
tak bardzo poza ciałem, tak bezwiednie,
jak niegdyś w jego śnie. jestem za blisko,
za blisko. Słyszę syk
i widzę połyskliwą łuskę tego słowa,
znieruchomiała w objęciu. On śpi,
w tej chwili dostępniejszy widzianej raz w życiu
kasjerce wędrownego cyrku z jednym lwem
niż mnie leżącej obok.
teraz to dla niej rośnie w nim dolina
rudolistna, zamknięta ośnieżoną górą
w lazurowym powietrzu. Jestem za blisko,
żeby mu z nieba spaść. Mój krzyk
mógłby go tylko zbudzić. Biedna,
ograniczona do własnej postaci,
a byłam brzozą, a byłam jaszczurką,
a wychodziłam z czasów i atłasów
mieniąc się kolorami skór. A miałam
łaskę znikania sprzed zdumionych oczu,
co jest bogactwem bogactw. Jestem za blisko,
za blisko, żeby mu się śnić.
Wysówam ramię spod głowy śpiącego,
zdrętwiałe, pełne wyrojonych szpilek.
na czubku każdej z nich, do przeliczenia,
strąceni siedli anieli.
“Nic dwa razy”
Nic dwa razy sie nie zdarza
I nie zdarzy. Z tej przyczyny
Zrodzilismy sie bez wprawy
I pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
Najlepszymi w szkole świata,
Nie bedziemy repetować
Żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień sie nie powtórzy,
Nie ma dwóch podobnych nocy,
Dwóch tych samych pocałunków,
Dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
Ktos wymówił przy mnie głośno,
Tak mi było, jakby róża
Przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
Odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty sie, zła godzino,
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś- a więc musisz minąć.
Miniesz- a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, wpółobjęci,
Spróbujemy szukać zgody,
Choć różnimy sie od siebie,
Jak dwie krople czystej wody.